czwartek, 20 września 2018

Narodziny TygRysicy

Pierwsze koty za płoty już były, jakieś pięć lat temu kiedy postanowiłam założyć mojego pierwszego bloga - z kotem na kolanach. To jednak miejsce poświęcone głównie mojej twórczości i nie chcę tam jednak zamieszczać tak mocno osobistych wpisów. Dla tego też wczoraj zakwitł mi pomysł aby utworzyć odrębny blog. Miejsce gdzie będę się dzielić swoimi zmaganiami z największa i najważniejszą pracą i walką w moim życiu. Walką o siebie. Pracą ze sobą. Gdzie będę opisywać swoją drogę do siebie.
Moja podróż zaczęła się kilka lat temu i myślę, że na początek dobry będzie wpis, zamieszczony na pierwszym blogu pod koniec marca 2016 roku.


"Każdy wie jak to u motyli bywa, że najpierw są nieszczególnie ładnymi gąsienicami, a potem w jakiś magiczny sposób przemieniają się w te barwne, latające stworzenia. Niewielu wie, jak skomplikowany fizjologicznie jest to proces zwany metamorfozą. 
No i właśnie gąsienica JA zwana na potrzeby tego wpisu LARWĄ MARYSIĄ nieskromnie obwieściła jakiś czas temu całemu światu że jest już pięknym motylem! O jakże próżna, zbyt dumna i niepokorna okazała się Larwa Marysia. O jakże się ona myliła... 
Bo nagle, kiedy pokazując światu swoje piękne skrzydła lśniące w promieniach wiosennego słońca, chciała się wzbić w swój pierwszy, prawdziwy i wolny lot...
Tragedia! Katastrofa! Dramat. I olśnienie!
Nie ma skrzydeł, ba... nie ma nawet zawiązków skrzydeł. Niewiele by brakowała, a naiwna Larwa Marysia spadłaby w wierzchołka pięknej rośliny na nieprzyjazną glebę i się potłukła. Na szczęście nie spadła ale cofnęła się i ... 
Okokoniła w bezpiecznym miejscu. Teraz jest to Poczwarka Marysia, która siedzi w swoim bezpiecznym kokonie i czeka, przekształca się, pracuje i myśli. 
No, w dużym skrócie tak to ze mną obecnie wygląda. A jak ktoś nie zrozumiał tej zawiłej przenośni to może inaczej. 
Pisząc jakiś czas temu o swojej przemianie wewnętrznej, światopoglądowej i duchowej popełniłam grzech pychy. przekonana byłam, iż osiągnęłam szczyt ogromnej góry. I gdy tak stałam już na tym szczycie, dumna i blada w promieniach chwały spadł na mnie cień.
I zobaczyłam, że to cień prawdziwej góry którą mam do zdobycia. A ja tak na prawdę to wypełzłam dopiero, z wielkim mozołem ze swojego dołu. 
O jaka mnie pokora opadła. Jakie olśnienie... Ile pracy przede mną, ile wysiłku jeszcze, jak daleka droga. A wierzchołka nie widać, mgła go zasłania. Usiadłam nad swoim dołem pod swoją górą i zaczęłam dumać. 
Teraz pełna pokory zdałam sobie sprawę, że zbytnia pycha i nadmierna pewność siebie były oznakami oszukiwania się wynikającego w ogromnego pragnienia bycia już na szczycie. A teraz trzeba powoli, krok za krokiem podążać ku szczytowi nie skupiając się na nim, lecz na każdym kroczku i z każdego się cieszyć. A z każdego upadku wyciągać wnioski. 
Dumna jestem ogromnie bo wypełzłam z dołu i dojrzałam światło. I dumna jestem bo choć w pierwszej chwili góra mnie przytłoczyła to jednak nie wystraszyłam się jej i podjęłam wspinaczkę. To strasznie trudna droga ale już wiem jak iść bo w sumie to z dołu wychodziło się podobnie, ale było ciemniej. 
Nawet nie przeraża i nie zniechęca mnie myśl i świadomość, że mogę nigdy nie dość do wierzchołka, że mogę się tylko do niego zbliżać. Wspaniała będzie już sama wspinaczka. A jak już będę myśleć że jestem na szczycie to się uważnie rozejrzę, bo może to tylko fragment, półka skalna i już pokorniejsza będę szła dalej".


Jeżeli zechcesz towarzyszyć mi w tej podróży i wesprzeć dobrym słowem to będę bardzo szczęśliwa.  
Pozdrawiam, 
wasza TygRysica.

17 komentarzy:

  1. Tak odnośnie Twojego testu na blogu, to z rozwojem jest Tak, ze im bardziej sie rozwijasz, tym bardziej jesteś świadoma swoich niedostatkow i wiesz, nad czym pracować. Osoba ktora uznała, ze już osiągnęła szczyt (odnosząc sie do Twojego porównania), jest biedna, bo to oznacza, ze stanęła w miejscu, przestała sie rozwijać. Rozwój to proces. Mozesz osiągnąć pewien cel, który sobie założyłas, ale wtedy idziesz na kolejny szczyt. I to sie kończy, bo na tym wlasnie polega rozwój :) za każdym razem chcesz być jeszcze lepszą wersją siebie . I to jest prawidłowe :) Piszesz, ze mozesz nigdy nie osiągnąć szczytu - ja jestem pewna, ze ten szczyt, do którego teraz dążysz, zostanie przez Ciebie osiągnięty :) Ale potem warto wyznaczyć sobie kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, pisałam to dwa lata temu z okładem. Ale specjalnie przekopiowałam ten wpis tutaj, bo on pokazuje początek mojej drogi. Wielu jej etapów, które przeszłam prze te kilka lat nie opisałam, bo nie czułam się na siłach. Tu będzie na to miejsce.
    Wiesz, pisząc o niezdobytym szczycie, myślałam o tym, że cały proces rozwoju to wielka góra, jedna góra z jednym szczytem. Ale teraz zdecydowanie skłaniam się do Twojej wizji jako całego masywu z wieloma wspaniałymi szczytami. Zapowiada się ciekawie, mam tylko nadzieję, że nie połamie sobie niczego, jak mi się zdarzy potknąć. Dziękuję za odwiedziny i wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Tygrysica ;-) Ja tylko w kwestii tej pychy, niedostatków, lepszej wersji siebie...Bo tak jakoś jako fachowiec w dokopywaniu sobie całe niemal życie, a obecnie na drodze polubiania siebie choćby nie wiem co :-) to dotarło do mnie, że nie ma lepszej wersji mnie. Ja jestem najlepszą wersją, tylko kawałki pathworka mi się pogubiły. Znaleźć i podoszywać należy. Jakoś tak rozwój dla mnie to takie coś. Byłam pyszna, zazdrosna, złośliwa, głupia, okrutna. Bywam nadal czasem. Ale to ja, z nową perspektywą. Już sobie za to nie dokopuję. mówię: MałaAniu, dziękuję za pomoc, ale spróbujmy po mojemu ;-) Pisz Mario :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ta tygrysica to nie zupełnie tygrys. Jak się przyjrzysz to zobaczysz że w słowie "tygrysica" jest zaklęte słowo "Rysica" A jak jestem właśnie Rysica Rysią. Wyjaśnię w następnym poście.
      Tak, zgadzam się, z tym byciem najlepszą wersją siebie. Chcę właśnie odkryć prawdziwą siebie. Taką jaką bym była gdybym miała zdrowe dzieciństwo. Warto chyba spróbować.
      Serdecznie dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  4. Ja właściwie nie wiem, co powiedzieć. Lubię takie wynurzenia i przeżycia osobiste, więc nie muszę się specjalnie mobilizować ani zmuszać, by Tu zaglądać. Zaglądać będę i cieszę się z tego Twojego nowego bloga !!! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz takie wynurzenia to tutaj będzie ich dostatek. W tym celu stworzyłam to miejsce, bo weszłam na ciekawą drogę i zapowiada się że szybko nie zejdę. Dziękuję, że wpadłaś, serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  5. A może to wcale nie jest takie złe, że "goni się króliczka"? Jakaś mobilizacja, jakieś sprężenie się... i obawa, że na szczycie znów dostanie się kopa w zęby:( Czyli co? STRATEGIA wychodzenia na szczyt:):):):)Ja to tak zawsze po wojskowemu- jest wróg, któremu należy się w mordę( nieważne czy osobowy, czy bezosobowy), trzeba opracować drogę działania:)
    W każdym razie pomysł z tym blogiem bardzo dobry, bo to dobre miejsce do skupienia się na konkretnych problemach i ich rozpracowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, taka praca nad sobą i odnajdywanie siebie to, podobno zadanie na całe życie. Ale chyba to fajna sprawa. Ale nie chce chyba traktować tego jako walki, chociaż tak to nazywam z braku lepszego chwilowo określenia. Wolę nazywać to poszukiwaniem. Ale do poszukiwania, jak do wojny trzeba strategii.
      Dziękuję za to że jesteś i piszesz.

      Usuń
    2. Nie walka, a poszukiwanie- dobre. No, ale tu też trzeba wiedzieć, co jest na końcu, albo choćby jakie etapy- te malutkie cele są potrzebne. Ktoś to nazwał małe wierzchołki. Chociaż z drugiej strony- w poszukiwaniu ponosisz straty, czy to nie jak w walce? Chyba nie da się poszukiwać bez "punktów ujemnych".

      Usuń
  6. Czołgiem i jestę. Trudna droga przed Tobą, podziwiam, bo to niełatwe. Nie każdy ma świadomość, że trzeba do siebie dotrzeć i nie każdy chce, bo to może się okazać niemiłe. Dasz radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzyskanie takiej świadomości już jest dużym krokiem. Dla zdecydowanej większości to jest bolesne i trudne. Wierzę, że dam radę i będzie super.

      Usuń
    2. I na prawdę się cieszę, że wpadłaś. To dla mnie ważne.

      Usuń
  7. Tygrysico Marysiu, z uwagą i wzruszeniem przeczytałam Twój tekst. Jest bardzo osobisty i głęboki. Otwiera w człowieku jakieś głeboko schowane szufladki. Tyle z uczuć, o których napisałaś i ja przeżywałam i nadal przezywam. Bo póki zyjemy, raz na dole, raz na górze, bo ból, lęk, poczucie bezradnosci albo nadzieja, euforia, czy wręcz próznośc nawiedzaja nas falami. Lotki odrastają a potem znów są przypalane. Ale nadal chce sie lecieć, mimo wszystko!
    Tak, jak na tamtym blogu, tak i tutaj zachwycm sie Twymi zdjeciami. Te skrzące krople wydobywajace się z tajemniczej, ciemnej sepii są w pewien sposób metaforą tego, o czym piszesz.Piękne, dajace nadzieję!:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Olgo, bardzo mnie raduje Twoja obecność. Twoje wpisy są bardzo głębokie i lubię je czytać, masz w sobie ogromną mądrość. Dla tego niebywale mi miło, że napisałaś. Moje lotki dość szybko rosną, ale jakże szybko mozna je wyrwać...
      Co do podziału blogów, to tutaj będę pisać o tym co przechodzę, tam pozostanie moja sztuka i koty:)
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  8. No to jestem !Z trudem , ale znalazłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Zapraszam serdecznie. Jeszcze nie do wszystkich wysłałam zaproszenie.

      Usuń
  9. Niech Ci ten blog pomaga i wspiera, jak mnie kiedyś mój
    kciuki zaciśnięte

    OdpowiedzUsuń